czwartek, 12 marca 2015

Upadek bardzo pechowy

Gdzieś w szmaragdowym lesie mrok powoli spowijał kołyszące się drzewa na letnim wietrze. Kakuzu idący wciąż od kilku godzin tym samym marszem, zupełnie jak terminator po dawce paliwa.  Biedny Deidara, cały ten czas ma przewieszoną przez zdrętwiałe ramię naćpaną Konan. Ciągle coś majaczy, a to o piciu wódki na czas, a to o zgrabnym tyłeczku Paina (na to drugie rudzielec aż poczerwieniał i przeszył morderczym spojrzeniem pękających ze śmiechu towarzyszy). Blondyn nigdy by się na to nie zgodził, niestety na jego nieszczęście Kakuzu wymyślił, że to będzie w ramach kary za wysadzenie połowy lasu...

-Pfff. Normalnie, to bym się buntował gdyby nie to, że ta jędza używa świetnego szamponu do włosów...- Burknął Dei po czym Sasori z mściwym uśmieszkiem dał kuksańca w wolne ramie blondyna.
- Nie farmazonuj, nie farmazonuj...  Wszyscy wiemy co do niej czujesz...
-Bo jak ci zaraz...!- Deidara zaczął się zbliżać do Sasoriego, wyglądało, jakby do zemsty zamierzał użyć bezwładnej Konan, Już złapał za jedną z dyndających niczym nitki włoskiego (Włochatego, przepoconego z zaniedbanymi, żółtymi jak wschód słońca paznokciami...) makaronu jednakże w ostatniej chwili Pain poderwał się i zapobiegł bójce między drewniakiem a blondynem, przy okazji ocaliwszy Konan
-Ej! Ej...! Uspokójcie się do jasnej cholery. Całą drogę nic, tylko się kłócicie... Nie dość, że się przekomarzacie, to jeszcze mamy do przebycia... Uh, właśnie, Kakuzu, bądź łaskawy zdradzić nam ile jeszcze... Ta trasa ciągnie się naprawdę długo.
Westchnął po czym zbliżył się do Kakuzu. Ten zaś uniósł wzrok na rudzielca, rozchylił wargi z zamiarem udzielenia odpowiedzi, gdyż nagle przerwał mu przeraźliwy krzyk, przeszywający do szpiku kości, miażdżący bębenki krzyk. Była to Konan, która miała przykre zderzenie z ziemią. Deidara pozbywszy się balastu rzucił się na drewniaka, który wyrżnął głową w gałąź jodły, po czym stoczyli się oboje ze skarpy.- Jasna cholera!- wydarł się Kakuzu po czym razem z resztą akatsuki podbiegli do krawędzi skarpy. Sasori i Deidara nie zważywszy na powagę sytuacji szarpali się w locie, Deidara co jakiś czas dla odmiany okładał Sosnowca butem Konan
- Jak uderzą o ziemię, to czeka ich pewna śmierć!- Wydyszał Pain po czym szykował się do skoku, lecz przerwał mu Hidan łapiąc go za ramię.
- Po co? Znajdziemy nowych członków, lepszych, przydatniejszych...  A ci kretyni niech idą w cholerę!- Po czym uśmiechnął się ciepło, jakby właśnie proponował Painowi kawałek ciasta orzechowego własnej roboty. Rudzielec zmierzywszy go jadowitym wzrokiem, strącił dłoń Hidana i wykonał salto. Pikując w dół złapał za kołnierz Deidarę, uderzył go z całej siły w splot w słoneczny, po czym blondyn skulił się. odchrząknął, a z ust poleciała mu struga krwi. Nie puszczając blondyna złapał drewniaka za włosy i skinął na Kakuzu.
Śniadoskóry wypuścił z rąk falę drutów które ok 20 metrów nad ziemią utworzyły plecioną trampolinę.
- Uhmm, ścieg schodkowy bizantyjski, no, no, Kakuzu- Wtrącił Kisame dumnie gładząc palcami podbródek, sprawiając wrażenie znawcy tematu. Kakuzu nawet nie uraczył go spojrzeniem.
Pain odbił się od trampoliny Kakuzu i zgrabnym susem wylądował przed resztą Akatsuki. Rzucił obu awanturników pod sosnę. Po lesie rozległ się głuchy huk. Otrzeźwiwszy się zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. Pain stanął przed nimi, utkwiwszy w nich swój wzrok na którym malował się morderczy armagedon oraz wyrazem twarzy nie spowitej żadną emocją tworzył coś tak przerażającego, tak mrożącego krew w żyłach, że nawet rozbicie się o skały wydawało się poranną przebieżką po parku. Sasori i Deidara głucho przełknęli ślinę i wybałuszyli oczy do granic możliwości.

-Em... Gdzie Aqua?- Wtrącił jak gdyby nigdy nic Hidan. Wbrew pozorom Pain przerwał kontakt wzrokowy z ofiarami i zwrócił się w stronę Hidana
- Uh, przecież, jeszcze dwadzieścia minut temu była tuż za nami- Wtrącił Kakzu
- Czemu do cholery nikt nie kontrolował jej na bieżąco?!- Zaperzył się Pain
- Konan też zniknęła.- Powiedział Itachi zeskakując z pobliskiej jodły- Starałem się znaleźć jakieś konkretne  ślady, lecz takowych po prostu nie ma. Zniknęły bez śladu.
- Ale nie da się tak po prostu zniknąć!- Wykrzyczał spanikowany Deidara, zapomniawszy o wcześniejszym zdarzeniu.- Myślicie... Że Konan porwała gdzieś Aquę? Przecież nie przepadały za sobą od samego początku.
-Wciągnęła ją gdzieś w ciemne krzaki kiedy nie patrzyliśmy!- Oznajmił Sasori, a twarz Hidana przyozdobił znaczący uśmiech- Hyhyhy... Ciekawe co tam robiły...- Yashiniście aż poczerwieniały uszy. Nagle oberwał czymś twardym w głowę. Była to pięść Paina, któremu najwyraźniej nie spodobało się podejście Hidana.
- Oby nic im się nie stało...- Mrukną Kakuzu
- No, przynajmniej Aqle...- Dodał Kisame zaliczający wielkiego guza od Paina.

                   ***Głęboko, głęboko w ciemnym lesie**                                   
-NIE WIERZĘ! TAKI PECH!- Wykrzyczała obolała i zdruzgotana do granic Aqua. -Wpadłaś AKURAT na mnie i przygniotłaś tym wielkim grubym dupskiem przy lądowaniu ze skarpy!
-Słucham?! Jesteś bezczelna! Nie moja wina, że leziesz tam gdzie nie trzeba. Widocznie należało ci się smarku- Rzuciła Konan z mściwym uśmieszkiem.- Ty mi lepiej powiedz, gdzie jesteśmy.
-Bo ja wiem... A co, jeden z twoich pośladków nie ma wmontowanej nawigacji? Poważnie są naturalne? Przynajmniej już wiem, na kim wzorowała się Nicki Minaj...- Po tych słowach Konan rzuciła się na Aquę, lecz ta w ostatniej chwili zrobiła krok w tył, niebieskowłosa przeleciała tuż przed jej twarzą lądując w centrum ostrokrzewu. Po lesie rozległ się dźwięk zarzynanej zwierzyny- w tym wypadku okaleczonej Konan. 

Piętnaście minut później Aqua pomagała Konan wyciągać kolce z pleców.
- Nie ruszaj się, zaboli.- Mruknęła Aqua i pociągnęła ogromnego kolca spod łopatki.
- AŁAA! Cholera...! Koszmarnie boli!!!- Konan syczała, krzyczała i klęła z bólu. Czemu Aqua jej pomagała? Dlatego, że krzyki Konan były niczym muzyka dla jej uszu. Sprawiało to jej mnóstwo frajdy.
- Gdybyś nie uskoczyła, to teraz TY zwijała byś się z bólu. Czemu mi w ogóle pomagasz?- Spytała niczego nieświadoma Konan.
- A co? Chciała byś zostać w tych krzakach?- Burknęła Aqua
- No... No nie. Wiesz... Myślałam, że jesteś pustą smarkulą, ale w sumie nie jesteś taka zła...- Bąknęła Konan i spuściła wzrok.
Aqua poczuła się dosyć niezręcznie. Wiedziała, że winna się zrewanżować i powiedzieć coś równie miłego.
-Wiesz...- W jej głowie przetoczyło się z milion myśli "Coś miłoego, coś miłego... Yhh,,, wiem! Coś o jej wyglądzie... No i inteligencji! Tak, będzie dobrze..."- Gdyby Nicki Minaj i Miley Cyrus miały dziecko, z pewnością byłabyś nim ty!- "O cholera, coś pokręciłam...(.__.")" Konan aż wzdrygnęła się na odpowiedź Aquy, nabrała powietrza by zacząć się wydzierać na brązowowłosą, lecz ta szybko przerwała- Jednakże z praw natury nigdy nie miały by dzieci z przyczyn naturalnych, a ty swoją drogą jesteś całkiem ładną kobietą i... I masz niezły gust! O! To chyba ostatni kolec...!
Konan wreszcie mogła odetchnąć z ulgą. Wyrzuciła podarty płaszcz i przekręciła parę razy ramionami.
- Tak więc... Gdzie pójdziemy?
-Myślę, że lepiej będzie przeczekać tu do rana, jest nadzieja, że Akasie nas znajdą. Pozbieram trochę drewna na opał... Em... Umiesz rozpalić ognisko, prawda?- Spytała błaganym tonem, lecz ta tylko wlepiła w nią puste spojrzenie.
- Cóż... Szczerze, to tylko origami...
-Yhh! Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mi brakowało Kakuzu lub Itachiego... Czy też Paina. Jest zimno i zbiera się na deszcz...- Oznajmiła, po czym kucnęła i oparła się o drzewo. Zwróciwszy twarz ku niebu wpatrywała się w smoliste chmury powoli zakrywające gwieździste niebo. Konan usiadła nieopodal Aquy, zaczęła się wpatrywać w brązowowłosą
- Tak właściwie... Czemu nie nosisz płaszcza od Paina? Widziałam cię w nim góra dwa razy.- Spytała zaciekawiona Konan, Aqua zwróciła się do niej z wyrazem zdziwienia.
-Hm... Uwielbiam ten płaszcz, ale szkoda mi go... Nie przeżył by ani godziny w towarzystwie Hidana, Kisame, Sasoriego czy też Deidary... Dlatego go nie noszę. Zakładam go na specjalne okazje...
 Konan trochę się zdziwiła odpowiedzią, lecz dobrze wiedziała, o czym mówi Aqua. Ona sama wymieniała płaszcz średnio pięć razy w miesiącu.
- Ale... Co ci tak na nim zależy, mamy ich z miliard w jednym ze skarbców Kakuzu. Każdy z nas ciągle je wymienia.
-Domyśliłam się, ale z tym pierwszym... Kurczę... Jestem sentymentalna. Em... Tak więc...- Starała się bezskutecznie zmienić temat, lecz zaczęła się plątać.- Duszno się robi...? Znajdźmy jakieś schronienie, dobrze?- Zaproponowała mocno zawstydzona Aqua i już nic nie mówiąc ruszyła gdzieś w głąb ciemnego lasu. Konan ruszyła za nią.

Szły tak z pół godziny. Ciepły pot ściekał im po twarzach, a nogi były jak z waty.
- Skały!- Wydyszała uradowana Aqua- Jest szansa, że znajdziemy jakąś jaskinię!- Konan także wydała z siebie głuchy dźwięk zadowolenia. Zebrały resztki sił i przyspieszyły. W tym samym czasie zimne krople deszczu muskały je po odsłoniętej skórze. Dotarły pod skalne ściany. Zaczęły się rozglądać za jaskinią. Truchtały wzdłuż skał gdy nagle natrafiły na spore wgłębienie.
- Powinno się nadać...!- Zadyszała Konan. Aqua chyba pierwszy raz w życiu zgodziła się z niebieskowłosą.
Zaczęły się wdrapywać na śliskie od deszczu skały. Gdy wreszcie dotarły do wgłębienia mogły złapać oddech.
- Przydało by się ognisko...- Burknęła Konan dygocąc. Aqua uśmiechnęła się bardzo szeroko
-Wiem.- W tej samej chwili sięgnęła po podarty płaszcz Konan
-Haha, po co zabrałaś mój bezużyteczny płaszcz? Nie nada się na podpałkę, jeżeli o tym myślisz.- Zachichotała Konan.- Idiotka...-Szepnęła pod nosem.
Aqua zignorowawszy Konan jednym ruchem szarpnęła za materiał. Pod płaszczem znajdowała się kupka suchych patyków oraz krzemienie.
- Wiesz, nie ma sensu pozbywać się PRZECIWDESZCZOWEGO płaszcza. Zawsze się na coś przyda W LESIE.- Aqua dumnie się napuszyła widząc zaszokowaną Konan- Kretynka...- Dodała pod nosem i wykrzywiła triumfalnie usta. Aqua 1, Konan 0.
- Pfff... Się popisałaś... A co z jedzeniem?- Wybrnęła Konan.
-Co...? Nie najadłaś się kanapeczkami Tousena?- Zapytała Aqua zakrywając sobie usta, by nie ryknąć śmiechem. Konan poczerwieniała jak dojrzały pomidor i odwróciła się od Aquy ciężko obrażona.
- Dobra, spróbujmy- Oznajmiła Aqua badawczym tonem. Chwyciła kamienie i starała się wskrzesić iskrę nad zgrabną kupką patyków.
- Wiesz Konan, podmuchałabyś czasem, by ten cholerny ogień wreszcie się rozpalił! Ciągle się lenisz!- Fuknęła na niebieskowłosą, która kuliła się pod ścianą.
- Dobra już, dobra... Skoro nawet tego nie potrafisz...- Prychnęła Konan i ułaskawiła Aquę swoją pomocą.
"Wspólnymi" siłami udało im się rozpalić ognisko. Mogły się wysuszyć i rozgrzać.
-Och... Jak przyjemnie!- Uśmiechała się Konan trzymając dłonie nad ogniem
- "Dziękuję Aqua"- Burknęła brązowowłosa udając głos Konan.
Nagle rozległ się głośny trzask z zewnątrz.
-Co to było?!- Podskoczyła Konan
- Twój tłuszcz zaczął skwierczeć. Za długo siedzisz przy ognisku tłuścioszku.- Prychnęła Aqua, po czym zachichotała, wyraźnie zaskoczona tym co powiedziała. Konan zmierzyła ją groźnym spojrzeniem. Ponownie rozległ się trzask. Konan wrzasnęła, a Aqua zaczęła się śmiać ignorując powagę sytuacji.
- Przestań...- Syknęła jadowicie- Wyjdź i sprawdzić kto tam jest.
- Porąbało cię?!- Podniosła głos- Mnie osobiście nie obchodzi, kto tam jest. Może to być nawet Święty Mikołaj. Końmi mnie nie zaciągniesz!
- Dobra!- Wrzasnęła Konan po czym odwróciła się do ściany.
-Dobra!!!- Aqua przekrzyknęła niebieskowłosą i także odwróciła się do przeciwległej ściany.
Mimo, kłótni przeraźliwe trzaski nie dawały im spokoju. Aqua rzeczywiście niespecjalnie się tym przejmowała, lecz Konan powoli odchodziła od zmysłów.
Po jakimś czasie, gdy trzaski nie ustępowały, Konan zebrała resztki odwagi. Poderwała się i podreptała do krawędzi jaskini.
- Co, myślisz, że to morderca?- Zapytała ironicznie Aqua
- A co, nie boisz się? Niczego się nie boisz? Przecież w lesie roi się od różnych psycholi...- Fuknęła Konan i powoli się wychyliła z jaskini, by móc zlokalizować źródło hałasów.
- Serio, w lesie nie ma się niczego bać.. Przesadzasz.. Wyluzuj.
- To Tousen.
- Poza Tousenem!- Aqua poderwała się z przerażeniem i podbiegła do Konan.
Przypomniała sobie świdrujące spojrzenie tego psychopaty. Nie znosiła go. Był nią wyraźnie zainteresowany wnioskując po ostatnim spotkaniu. Ale to nie było zwykłe zainteresowanie. Raczej coś w rodzaju "Chcę poznać cię od środka" w bardzo dosłownym znaczeniu. Być może skrzywienie zawodowe. Tousen jest medykiem. Zaufany podwładny Kakuzu.
- Czy... Czy on rozkłada namiot?- Zapytała Aqua przekrzywiając głowę.
- Ej, faktycznie. Było by mu łatwiej, gdyby zlazł z tego drzewa...
- Za późno, sam zleciał- Zachichotała Aqua.
Gdy dziewczyny śmiały się w najlepsze kosztem szaleńca, ten nagle je dostrzegł. Uśmiechnął się ciepło i energicznie im machał.
- O cholera!- Wzdrygnęły się obie. Nie było dla nich żadnego odwrotu z tej beznadziejnej sytuacji. Odmachały mu zmuszając się do uśmiechu.
-Oooo! Aqua! Jak miło cię znowu widzieć! Co tutaj robicie?
-Znowu...?- Zaintrygowała się Konan
- Tak. Była jakieś dwa dni temu z Kakuzu-sama i resztą członków. Czemu cię nie było Konan? Zawsze chodzisz za Painem...- Odpowiedział ironicznie, po czym groźnie zmierzyli się wzrokiem.
- Tak się składa, że miałam ważniejsze sprawy na głowie, niż odwiedzanie jakiegoś konowała...
- Cóż, to może nawet i lepiej, przynajmniej kwiatki mi nie zwiędły.- Odciął się Tousen, przez co Konan się zapowietrzyła.
Aqua nie sądziła, że Tousen może być taki... Dobry. Nie pamiętała, by ktoś poza nią doprowadził Konan do tego stanu.
-Dobre!- Wyrwało się Aqle, aż Tousen podskoczył. Przez chwile musiał zapomnieć, że w ogóle ktoś jeszcze znajduje się poza nim i Konan.
- Ooo, widzę, że blada skóra trochę się wykurowała!- Uśmiechnął się.
- A-a-ale... Jaka...- Aqua nie wiedziała co odpowiedzieć na to... powitanie? Normalnie w zwyczaju każdy ma " Och, nic się nie zmieniłaś kochana!" czy też"Boziu, jak się zmieniłaś, urosłaś! Pamiętam jak byłaś takim małym oseskiem...". Zamiast tego od Tousena można usłyszeć, że mamy nadkwasowość żołądka, chorobę nerek, lub też jak w tym przypadku- "blada skóra się wykurowała!" Pewnie to coś w rodzaju "Jak miło cię znowu widzieć".
-Ale dalej się jąkasz...- Zacmokał. Sprawiał wrażenie zatroskanego.
-Ja się nie jąkam!!!
-Słabe nerwy... Nie dobrze...
-Ehhh!- Aqua już wolała się nie odzywać, bo nie chciała, by do jej kolekcji trafiło "instynkt mordercy".
-Po co rozkładasz namiot?- Wtrąciła się Konan
- Aaaa, namiot. Tak się składa, że w tych rejonach jest gleba wspaniałej jakości.
-Czarnoziem?
- Co?! Nie! Broń Boże!- Zaperzył się- Ja tu hoduję Exuholixus mondelis!
- Dobra, przyznaj, wymyśliłeś to na poczekaniu...- Zarzuciła mu Aqua.
- Nie! To mojej robocizny zarodek muchołapa. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już jutro wyrośnie mi przepiękny okaz! Jest zasadzony, o tam- Wskazał na jakąś symetryczną kupkę gniadej ziemi. Wyglądała jakby uklepywał ją godzinę, odmierzał linijką i sprawdzał dziesięć razy poziomicą. Była wręcz idealna.
-Haha! Przerzuciłeś się na zabijanie roślin? Będziesz ogrodnikiem? A to dobre!- Zaśmiała się histerycznie Konan, aż wszystkie ptaki w obrębie 5 kilometrów odleciały w popłochu.
- Nie! Mam urlop i tworzę nowe gatunki...-Uśmiechnął się Tousen- Ach... Aqua, pozdrów ode mnie Kakuzu. Czemu tak właściwie nie jesteście z resztą? Taki samotny spacer po lesie czy jak...?
-Niee... Po tym, jak Konan wpadła na mnie i przygniotła tym wielkim dupalem, odłączyłyśmy się od reszty i teraz nie możemy ich znaleźć...- Westchnęła (jeszcze obolała) Aqua.
-Uważaj na słowa...-Syknęła Konan- Właśnie. Ciekawe, gdzie oni się teraz podziewają...
Akatsuki
Akatsuki zagłębiali się w gęste chaszcze w poszukiwaniu Konan i Aquy, niestety zaczynali powoli tracić nadzieję na ich odnalezienie. Zaczynało się ściemniać i w dodatku byli już bardzo znużeni tropieniem zgub. Postanowili zatrzymać się i rozpalić ognisko.
-Nie jestem pewien, czy dobrze robimy... Powinniśmy nie tracić czasu na pierdoły.- Oznajmił Pain spoglądając na swoich towarzyszy.
-Pain, chodzimy po tym przeklętym lesie szmat czasu, daj się przespać...- Burknął Hidan usadawiając się pod sosną.-Na pewno się znajdą.
-Cóż, spróbuję przeszukać na wszelki wypadek okolicę.-Westchnął Itachi po czym w mgnieniu oka zniknął im z oczu.
Pain dalej rozmyślał w którym miejscu mogły zniknąć, ale kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy. Miał ogromną nadzieję, że są całkowicie bezpieczne. Gdyby tylko wiedział, na kogo wpadną, to jeszcze w tej sekundzie zrównał by cały las z ziemią... I wcale nie chodzi tu o Tousena.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~





3 komentarze:

  1. Ahh...! A już myślałam że cię diabli zjedli ;P
    Nieźle się trzeba było naczekać na kolejny rozdział, a tu dodatkowo: ciach i clifhanger >< Czemu ;A;?

    OdpowiedzUsuń
  2. No co tak długo!? Już traciłam nadzieje! Nie chodziło o Tousena? O_o To o kogo? Czy wspominałam, że kocham tego psychopatę? xD On jest boski! No i moment ze spadającymi Sasorim i Deidarą... umarłam. Zwłaszcza jak wyobraziłam sobie Paina odbijającego się od trampoliny i z taką gracją lądującego przed Akasiami. Padłam! XD Z niecierpliwością czekam na next i zapraszam do mnie http://inne-oblicze-akatsuki.blogspot.com/ ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń